Ewa Kaczmarczyk – nigdy się nie poddam
Źródło: Dariusz Tiffert
18 Apr 2012 19:57
tagi:
handbike, handcycling, Ewa Kaczmarczyk
RSS Wyślij e-mail Drukuj
Ewa ściga się na handbiku. To rower, który może wydawać się dość egzotyczny. Poznaliśmy się trzy lata temu, od pierwszego wejrzenia zafascynowała mnie jej pasja, niesamowita wytrwałość w dążeniu do celu, a przede wszystkim twardość, której mógłby jej pozazdrościć niejeden zawodnik MTB. Ewa dała się namówić na wywiad, w którym opowie nam o tym co robi, no i co to w ogóle jest ten cały handcycling :)

- Cześć. Wiem, że pracujesz, wyprowadzasz psa na spacer oraz chodzisz zna koncerty rockowe, a poza tym?

- Poza tym mam pasję, a nawet miłość do… ale od początku. Przygoda z handbike zaczęła się stosunkowo niedawno. Owszem lubię robić wiele rzeczy, ale rower to jest to, co chcę już robić do końca życia, jestem tego absolutnie pewna..
Jako, że jestem ON (tak w skrócie określa się osoby niepełnosprawne, ale ja mówię o sobie „kulawa”), potrzebuję mieć tzw. specjalny rower, zwany rowerem ręcznym, handbikiem. Dowiedziałam się o tym w 2008 roku. Wcześniej myślałam, że jak się jeździ na wózku, to koniec, nie można jeździć rowerem, bo niby jak, skoro nie ma się władzy w nogach. Jakież wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jestem w błędzie. No przecież można kręcić ramionami. Pierwsza trudność, czyli to, co tkwiło w mej głowie, została pokonana. Stanęłam na początku długiego, sztywnego podjazdu, czyli przed kolejnymi trudnościami, które musiałam pokonać. Na dzień dobry dowiedziałam się, ile taki sprzęt kosztuje. Za dużo. Taki sprzęt musi być lekki i niezawodny, czyli… profesjonalny. A jeśli profesjonalny, to cena także jest profesjonalna :)

portal rowerowy


- Masz na myśli to karbonowe cudo? Ale przecież miałaś inny, pierwszy rower poziomy?

- Tak, miałam. Mój pierwszy rower skonstruował mi Mariusz Łuczak z Opola, za co jestem mu bardzo wdzięczna, to na tamtym, „błękitnym czołgu” poznałam smak wolności :-)
Rower był ciężki i dość toporny, ale mogłam się na mim poruszać w trudnym terenie, do tej pory nieprzejezdnym dla wózka, jak trawa, parki, błoto czy kamienie. Dla Was, moutainbikerów to nic takiego. Dla mnie był to krok w inny świat… takie małe MTB :P
Jednak z upływem czasu, gdy w sieci sporo czytałam na temat osób z niepełnosprawnością, jeżdżących handbikeami, dowiedziałam się, że można ścigać się na rowerach i że „kulawi” ścigają się w biegach ulicznych, maratonach biegowych, są po prostu osobne kategorie dla takich jak ja. Na pierwsze zawody pojechałam w czerwcu 2009 roku, do Karlina. Pojechałam tak daleko, gdyż właśnie takie zawody znalazłam i jasne było, że muszę spróbować.
Nigdy nie zapomnę tego wrażenia, tego uczucia prędkości, wiatru we włosach, tej wolności. W tamtym momencie już wiedziałam, że będę się ścigać. Nie wiedziałam tylko jeszcze czy na takim rowerze, choć czułam, że to nie jest sprzęt do wyścigów.

- No właśnie, to, czym wozisz się teraz w porównaniu z tamtym, niebieskim rowerem, to zupełnie inna kategoria. Jednak, pomimo ceny, jakoś go zdobyłaś.

- Tak, dowiedziałam się, że niepełnosprawni ścigają się na szybkich rowerach wykonanych z karbonu, na wysokiej klasy osprzęcie, dzięki czemu uzyskują nieprawdopodobne prędkości, o których ja mogłam tylko pomarzyć. Tak jak wspominałam, cena była zaporowa, ale że nie mam w zwyczaju odpuszczać, to zaczęłam kombinować. Pamiętam, jak co wieczór, przed snem, marzyłam, że mam taki rower i że się na nim ścigam. Wciąż jednak brakowało odpowiedzi na pytanie „jak?”. Pewnego dnia, koleżanka podsunęła mi dość irracjonalny (tak wtedy myślałam) pomysł. Otóż powiedziała mi, żebym zrobiła zbiórkę na rower, że wystarczy, żeby 21000 ludzi wpłaciło mi 1zł na konto i rower jest mój. A sieć daje mi ogromne możliwości dotarcia do ludzi dobrej woli.
Nie miałam wiele do stracenia, tego samego wieczora, wrzuciłam na swoją stronę apel z prośba właśnie o tę 1zł na moje konto.
Kilka kolejnych dni, to fora rowerowe, motocyklowe etc… starałam się dotrzeć do jak największej liczby ludzi, którzy mogli zrozumieć moje pragnienia.

ewa kaczmarczyk


- I?

- W najpiękniejszych snach nie spodziewałam się takiego odzewu. Byłam w szoku, wszystko toczyło się z prędkością błyskawicy. W akcję zaangażowało się wielu cudownych ludzi. Po pierwsze trafiłam do środowiska rowerzystów, ludzi poruszających się jednośladem, czyli kolarzy, MTB, motocyklistów. To był strzał w dychę. Cała akcja trwała kilka miesięcy. Wszyscy pomogli mi ogromnie, każdego z osobna chciałabym wyściskać, ale wśród nich są osoby, którym jestem szczególnie wdzięczna. To Grzegorz Golonko, który potrafi zdziałać cuda, to Ewelina Ortyl, która podarowała mi koszulka kolarską z autografami kadry dziewcząt MTB… poszła na licytacji za duże pieniądze, to Michał Śmieszek, to Dorota, która pisała o mnie artykuły, i wielu wielu innych ludzi, którym zawdzięczam swoje szczęście. Pamiętam jak moja dentystka robiła w tym czasie kanałowe leczenie mojemu mężowi i zamiast wziąć zapłatę za naprawę zęba… pieniądze również przeznaczyła na mój rower! Takich akcentów było tysiące. Do dziś ze łzą w oku wspominam tę akcję, gdyż dzięki niezliczonej rzeszy ludzi dobrej woli, oraz przy wsparciu Fundacji „Pomóż i Ty”, moje marzenie się spełniło. Pieniążki wpływały na konto Fundacji, a ta opłaciła w całości mój nowy, karbonowy super sprzęt.
W lutym 2011, przyjechał do mnie mój wyśniony rower. Niedawno minął nasz pierwszy, wspólny rok. Jestem z tego związku mega zadowolona, on także :)

- Rozumiem, że od roku Twoje życie nabrało nowego smaku?

- Oczywiście! Rower daje mi wolność, nie jestem od nikogo zależna, świetnie się rehabilituję, ba… nawet zdobywam nagrody, a kto ich nie lubi? Kto nie kocha medali, nagród i podium? Przecież to samo szczęście! Poza tym nikt mi nie zabierze mojej pasji i tej cudownej wolności, jaką odczuwam na rowerze. Bo wiesz, z kalectwem to jest tak, że można się do niego przyzwyczaić, ale na pewno nie można pogodzić się z tym, co się utraciło. Ja straciłam możliwość biegania, a kochałam bardzo bieganie przed wypadkiem, teraz zostało mi to zwrócone i to z nawiązką. Rower to moje życie.

ewa kaczmarczyk


- Dużo trenujesz?

- Oczywiście zdecydowanie za mało :) Całą zimę wspierał mnie Daniel Paszek i Dawid Lorenc – cyclotrener.pl - Dawid pokazał mi, że siłownia to niekoniecznie ciśnięcie na maksa wielkich ciężarów, a Daniel nauczył mnie, krok po kroku, jak mądrze i sensownie trenować. Wiele się nauczyłam dzięki chłopakom. Jednak jest jeszcze ktoś, bez kogo pozostała bym turystką na fajnym rowerze. Pamiętam jego słowa, gdy pochwaliłem się, że rower już do mnie dotarł. Powiedział „Ewka, no to teraz będzie harówa, pot i łzy, jesteś na początku długiej i wyboistej drogi, z której nie ma powrotu. Jedyne, co mogę Ci obiecać, to, że nie będzie łatwo i że nie raz będziesz chciała to wszystko zostawić.” Podjęłam to wyzwanie. To Jacek Sufin z Waszego teamu - Gomola Trans Airco. Wspierał mnie, kiedy chciałam to rzucić, przestać trenować, przecież każdy ma chwile załamki i chce przestać, uczył używania pulsometru, doradzał w każdej sprawie, i wciąż motywował. Ja nie lubię zimy i potrzebuję mega motywacji i wsparcia, tutaj mogłam liczyć właśnie na niego i plany Daniela. Wydaje mi się, że już nie jestem tylko turystką na fajnym sprzęcie… może jeszcze nie wielkim sportowcem, ale czuję, że jestem na dobrej drodze. Szczegółów treningów nie zdradzę… konkurencja czuwa.

- No właśnie, konkurencja. Jak duża jest w Twojej kategorii?

- Sęk w tym, że w Polsce jest za mało zawodniczek niepełnosprawnych, uprawiających tę dyscyplinę i przez to wrzuca się nas do jednego wora z innymi kategoriami. I tak kategoria WH2 ściga się z WH4, gdzie WH2 to złamanie kręgosłupa z uszkodzeniem rdzenia, a WH4 to osoba z lekką niepełnosprawnością, np. osoba, która ma kłopoty z chodzeniem, ale nie ma paraliżu. to dość skomplikowane, ale powoduje, że ścigam się z dziewczynami, które mają władzę w nogach. Wówczas moje szanse maleją, ale oczywiście nie odpuszczam. Gdyby było więcej takich jak ja, które by uprawiały handcycling, to dzielono by nas na kategorie i konkurencja byłaby zdrowsza. Na dziś, niestety, ścigamy się wspólnie.

ewa kaczmarczyk


- W jakim teamie jeździsz?

- Od tego sezonu jeżdżę w barwach Velonews Niepokonani. W drużynie jest nas kilku kulawych, ale jeżdżą tam przede wszystkim zdrowi zawodnicy – na przykład Lary Zębatka czy Remik Ciok to nazwiska, które Wam, ludziom MTB są pewnie znane. Team prowadzi Paweł Waloszczyk, człowiek, który jest ogromnym pasjonatem oraz ma anielską cierpliwość. Polubiłam Pawła od pierwszego usłyszenia, bo pierwsze wejrzenie jeszcze przed nami :) Z teamem Velonews wiążę duże nadzieje na przyszłość, swój rozwój i oczywiście wyniki.

- A właśnie, wyniki. Jakie masz osiągnięcia?

- Zanim przejdę do konkretów, to kilka słów tytułem wstępu… Dla mnie każdy wyścig to wielki wyczyn. Dlaczego? Po pierwsze sam dojazd na zawody, to nie takie proste, trzeba spakować mój rower, psa, bagaże, dotrzeć z tym całym majdanem na miejsce. Rozpakować, poskładać etc. I tutaj chciałabym wspomnieć o moim osobistym mężu, Kamilu. Bez niego nie jeździłabym na zawody, bo nie dałabym rady. Nie mam tak silnych rąk, aby sama wyjmować sobie rower, zmieniać dętki, w przypadku awarii, czy wymieniać koła. Wszystkimi sprawami technicznymi zajmuje się mój Kamil, to dzięki niemu mogę kontynuować swą pasję. Potrzebuję pomocy drugiej osoby i cieszę się, ze on zawsze jest, gdy Go potrzebuję, pomaga mi w realizowanie mojej pasji. Mam full serwis i mega potężną grupę wsparcia w Jego osobie.
W ubiegłym roku zajęłam 3 miejsce w MP w kolarstwie niepełnosprawnych. Generalnie jeżdżę płaskie wyścigi na dystansach od 20 do 40 kilometrów.
W kontekście tego, moim osobistym, największym jak do tej pory sukcesem, jest ukończenie maratonu Liczyrzepa, który odbył się w Jeleniej Górze, w cyklu Supermaratony.org - to tam samodzielnie pokonałam dystans 68km, przy niemałych przewyższeniach – dla Was to nic, to takie średnie mega, ale dla mnie to był Mount Everest. Zajęło mi to pół dnia, ale bez grama pomocy od moich towarzyszy - eskortowali mnie wówczas mój Kamil i przyjaciel Wojtek. Wspierali mnie duchowo, żartując i krzycząc "Ewka dajesz, dajesz, bo za chwilę będzie wieczór", a ja byłam jak w transie. Nie liczył się ból, nie liczyło się zmęczenie, wszystko było nieważne. Byłam, ja, trasa i myśl, że nie mogę się poddać. Na udział w tym kosmicznym wyczynie namówił mnie Jacek. Wy jechaliście MTB Trophy, a ja, tydzień wcześniej, Liczyrzepę. Później dostałam od Grześka koszulkę Finishera MTB Trophy, na pamiątkę, bo ta Liczyrzepa, to było takie moje Trophy. Nie żałuję, to była niezapomniana przygoda… choć nie wiem, czy i kiedy zdecyduję się na powtórkę takiego hardcoru.
Jakieś inne sukcesy? Sporo pierwszych, drugich, trzecich miejsc, medali, pucharów, to wielka satysfakcja. Długo by opisywać każde zawody, a było ich już wiele, chociaż nie ścigam się na Zachodzie, gdzie na starcie takich zawodów stają dziesiątki, jeśli nie setki handbikerów.

ewa kaczmarczyk


- Dlaczego?

- Za granicą jest podział na kategorie, myślę, że jeszcze jestem za słaba na takie ścigi, to jeszcze nie ten czas, dość późno zaczęłam mądrze trenować, ale nie odpuszczam, przyjdzie czas, że i tam wystartuję. Na dziś brak mi doświadczenia, nie wiem jak psychicznie zniosłabym taki wielki wyścig na przykład w Louney, czy Rossenau. Ale nigdy nie mówię nigdy :) Więc… największe sukcesy jeszcze przede mną, mam duże wsparcie w nowym teamie, czyli wszystko jest na dobrej drodze.

- Jakie są Twoje najbliższe plany?

- 22 kwietnia start w Krakowie, mam za sobą właśnie pierwszy start w półmaratonie, w Poznaniu, gdzie zajęłam II miejsce, ale konkurencja była dość skromna. W kwietniu będzie sporo silnych rywalek, również zza granicy. To będzie sprawdzian, zobaczymy, czy dobrze przepracowałam zimę.
A przy okazji, chciałam wszystkich chętnych zaprosić na Pierwszy Nieoficjalny Przejazd Piknikowy z Ewą. To inicjatywa moich przyjaciół. Plan jest prosty. Startujemy 29 kwietnia, około 11:00 spod mojego domu - Wrocław, Dokerska 24. Jedziemy w tempie etapu przyjaźni za miasto, mamy tam przygotowany piknik, po którym wracamy także w przyjacielskim tempie. Zapraszam wszystkich.

ewa kaczmarczyk


- Mnie namówiłaś. Dziękuję za rozmowę, życzę sukcesów i do zobaczenia na pikniku.

- Dziękuję również, ale ale... jeszcze coś. Czytałam o Waszej akcji Bike Pure. Chcę się przyłączyć i domagam się opaski na rękę. A gdy kobieta się czegoś domaga, to wiesz...

- Wiem, Ewa :) Mam taką dla Ciebie, przywiozę. Cieszę się, że i Ty jesteś z nami.

- Dziękuję i do zobaczenia.


Rozmawiał
Darek Tiffert

ewa kaczmarczyk

Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.